Assassin's RPG

Martwe forum gdzie można się dobrze bawić i prowadzić sesje bez żadnych zasad.


#1 2010-05-25 16:57:54

ark0n

Lubię gotować, tylko nie mówcie o tym nikomu xD

Zarejestrowany: 2010-01-31
Posty: 260
Punktów :   

made for yuna

Imię Nevale

Nazwisko Delavega

Płeć - Mężczyzna

Wiek 22 lat

Pochodzenie - Wyspa Shell/East Blue

Rasa człowiek

Zawód Kucharz

Akuma no mi –
Ekwipunek

- ubranie czarne spodnie + karmazynowa koszula, czarny garnitur + biała koszula +krawat .
- Rapier w czarny futerale z złotą rękojeścią (pamiątka rodzinna)
- psychotropowe leki na moją chorobę
- odtrutka, która usuwa leki z organizmu w przeciągu 10 sek
- Ko Den Den Mushi
- tekkou.(para dwóch rękawic stalowych)
Bele 30 tyś

Organizacja - Piraci

Grupa krwi 0rh –

Wygląd
Wys. około 190 cm
- blady kolor skóry
- błękitne oczy

Cechy szczególne

- tatuaże w kształcie smoków na rękach. Podczas walki zwykle stają się szkarłatne.
- lakoniczny
- Skryty w sobie
- nie lubi mówić o swojej przeszłości.
- lubi hazard ale nie do tego stopnia by móc go nazwać hazardzistą
- choroba zwana żądzą zabijania ( zaawansowane stadium -2 do int jeśli nie zażywane są lekarstwa)

Historia

East Blue najsłabszy z wszystkich oceanów, na nim znajduje się wyspa Shell ciężko na niej popełnić jakieś wykroczenie ponieważ jest tam posterunek marines. Jednak pewien człowiek, kupiec postanowił kiedyś opuścić to miejsce chciał zostać piratem. Jednak wyspę było ciężko opuścić ponieważ marines, którzy tam stacjonowali kontrolowali każdego. Pewnego dnia do tejże wyspy przypłynął statek poszukiwano na nim ludzi chętnych by prowadzić interesy w Loguetown. Mick Delavega bo tak nazywał się ów kupiec zgodził się aby tam pojechać ponieważ stamtąd łatwiej było dostać się na morze i zostać piratem. Ów człowiek miał tylko jeden mały problem, był ojcem a jego żona nie żyła nie mógł wyruszyć w świat zostawiając dziecko bez żadnego zabezpieczenia. Mimo to wraz z synem przeprowadził się do Loguetown rozkręcił mały interes nauczył syna jak być dobrym kupcem zdobył wiele znajomości jedną z nie jakim Wistem Nostarem królem podziemia, któremu ocalił kiedyś życie. Syn jego żył dobrze nikt go nie ważył się czepiać jeśli ktoś do kogo mówił wujek rządził mafią tego miasta.
    W szóste urodziny chłopaka postanowił z nim pogadać poważnie.
- Synu masz już sześć lat zaczynasz być dorosły jednak będę musiał Cię opuścić przykro mi z tego powodu jako pamiątkę po sobie zostawię tobie nasz rodzinny rapier. To będzie twój prezent strzeż go niczym oka w głowie.- Po wypowiedzeniu tych słów ofiarował chłopakowi piękny rapier z złota rękojeścią w czarnym futerale. – Wiem że to będzie dla ciebie trudne ale ja zawsze chciałem zostać piratem, postarałem się abyś nie cierpiał z głodu jak pieniądze za sklep się skończą zgłoś się do wujka jak będziesz miał kłopoty od razu idź do niego. Wiem iż możesz mnie znienawidzić przez to że odejdę ale morze mnie wzywa ty też kiedyś pewnie poczujesz to uczucie i spotkamy się na morzu.
- Nie zatrzymam cię za długo już to robiłem tato ale wiedz że będę tęsknić.
Od tego czasu zajmował się mną wujek.Minęły cztery lata a ja się uczyłem. Miesiąc później odwiedził mnie wuj .
- Witaj wujku – Przywitałem go z uśmiechem na ustach.
- Cześć młody jak się żyje bez staruszka?
- A nie jest tak źle ale brakuje mi go.
- O a co to – powiedział i wskazał palcem na rapier przy moim boku – Widzę że z ciebie już prawdziwy mężczyzna, młody. A co ty na to żeby nauczyć się jak przeżyć i walczyć ?
- Naprawdę ale ty zawsze jesteś zajęty nie chce ci przeszkadzać – powiedziałem ze smutkiem w głosie.
- Masz rację jestem zajęty ale jest osoba mój przyjaciel twojego taty też, która zamierza wybrać się na dwa lata na wyspę Shikimotsuki i z chęcią by cię zabrał ta osoba jest kompetentna.
- Naprawdę mogę a co z sklepem ?
- Nie bój się o to obiecuję że zadbam o twój sklep.
    Parę dni po tej rozmowie przybył do mojego sklepu człowiek. Na początku myślałem że to dość niecodzienny klient. Wysoki mężczyzna ubrany był w buty i spodnie od garnituru. Nie nosił koszuli, na ciele wytatuowanego miał smoka. Jego oczy napawały mnie strachem, pierwsza myśl moja zdziwiła mnie. Ucieczka to słowo rzucało się po mojej głowie. Niebiesko-włosy patrzył na mnie tymi oczami, po chwili się odezwał.- A więc ty jesteś synem Delavegi? Nie wstyd ci przynosisz hańbę ojcu. Czy może nigdy nie zdradził ci kim był zanim został sklepikarzem? Zanim osiadł na Shell? Pięść Śmierci tak o nim mówiono. Nie wiesz kim jestem? Czy może wiesz i boisz się tej odpowiedzi? Tak nazywam się Kan Simits i zgodnie z prośbą twego wujka zabieram cię ze sobą. To, że podświadomie boisz się mnie znaczy że nie umrzesz tak łatwo. Masz bagaż przygotowany? Jak tak to idź po niego.
Posłusznie poszedłem po torbę kiedy wróciłem obok Kan'a stał wujek.- No młody przyszedłem się pożegnać daj klucz. Zaopiekuję się twoim sklepem.
Rzuciłem się mu w ramiona.- Żegnaj wujku będę tęsknić.
  Płynęliśmy równy tydzień, ten czas był dla mnie jak piekło. A przynajmniej wtedy tak myślałem. Wtedy nie miałem pojęcia co to prawdziwe piekło.  Kazał mi pracować razem z marynarzami, od kucharza okrętowego nauczyłem się paru przydatnych sztuczek. Więc oprócz pracy fizycznej na pokładzie pomagałem kucharzowi, nie wiem nawet ile warzyw przez ten czas obrałem, jednak nauczyło mnie to precyzji. Kiedy wylądowaliśmy na wyspie Kan zabrał mnie na rzadziej zamieszkaną cześć wyspy. Przez pół roku trenował mnie w odosobnieniu od świata. Sam chodził po zakupy podczas gdy ja wspinałem się po stromych skałach czy godzinami uderzałem w drzewo. Przez pierwsze trzy miesiące kazał mi ćwiczyć tylko ręce i tak robiłem. Po upływie owego czasu dorzucił mi ćwiczenia nogami. Kiedy minęło pół roku od kiedy przybyliśmy na wyspę pozwolił mi udać się do miasta. Dostałem sakiewkę z pieniędzmi i poszedłem kupić sobie nowe ciuchy. Kiedy dotarłem do sklepu była w nim dziewczynka. Dziesięcioletnia czarno włosa o zielonych głębokich oczach. Spodobała mi się od razu. Jednak nie wolno mi było się z nikim zadawać i dostałem polecenie powrotu natychmiastowego. Tak więc zrobiłem kiedy kupiłem najpotrzebniejsze rzeczy ruszyłem z powrotem do obozu. Dziewczynka śledziła mnie. Nie zaprzątałem sobie nią głowy. Kiedy znalazłem się w obozie ona przystanęła na skraju lasu i patrzyła. Zrzuciłem nowo kupioną koszulkę i zmieniłem spodnie na stare co zniszczę je do końca. Kan odpoczywał w domku w górach. Tam odbywała się większość treningów z nim oraz tam spałem w zimniejsze dni. Czułem na sobie jej wzrok mimo chęci podejścia do niej poszedłem trenować, zrobiłem tak ponieważ gdyby Kan przyszedł i zobaczył mnie obijającego się czekałaby mnie surowa kara. Dziewczynka siedziała w cieniu drzewa i patrzyła uważnie jak uderzałem pień obwiązany liną. Przychodziła tak co dzień a pewnego razu przyniosła mi i Kan'owi onigiri. Kan pozwolił jej przychodzić i rozmawiał z nią ja także mogłem ale jedynie podczas posiłków. Trening któremu zostałem poddany był dla mnie piekłem szczególnie kiedy Kan uczył mnie swoich ruchów ale tak aby zapamiętało je moje ciało.  Kiedy minęły dwa lata Saya stała się naprawdę moją dobrą przyjaciółka. Ja przez cały ten czas trenowałem i pojedynkowałem się z uczniami ken-jutsu. Kan nauczył mnie jak niezbrojony wojownik może pokonać szermierza. Po dwóch lata ciężkie treningu kiedy myślałem że pora wracać Kan stwierdził że zostaniemy jeszcze. Odkąd podjął tą decyzję mieszkałem z nim w domku stale. Czasami chodziłem na festyny z Sayą. Nie walczyłem już z jednym przeciwnikiem o nie teraz szermierzy było dwóch albo trzech. Ich broń nie ważne czy bambusowa czy może drewniana rozbijała się o moje ciało. Jednym uderzeniem niszczyłem drewniany miecz.
Trzy lata, przez trzy lata do piętnastego roku życia, moje życie było piekłem. Przez pięć lat Kan nauczył mnie naprawdę sporo. Walczyłem sam przeciw pięciu szermierzom i zawsze wygrywałem. W moje urodziny w mieście akurat był festyn, Saya przyszła mnie zabrać. Ubrałem więc co lepsze rzeczy i poszedłem z nią. Przez pięć lat zmieniła się była naprawdę piękna, a ja byłem naprawdę zakochany. Tego dnia byłem naprawdę radosny, bawiliśmy się na całego tańczyliśmy i gdy podczas fajerwerków miałem ją pocałować jej głowa eksplodowała. Huk usłyszałem sek przed wybuchem. To był pistolet. Resztę festynu pamiętam jak przez mgłę, tylko że ta mgła była strasznie czerwona. Chwiejnym krokiem ruszyłem w kierunku zgrai (20) bandytów, która właśnie przerywała festyn. Widziałem unoszący się z pistoletu dym. Podszedłem do strzelca. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się głupio.- No co mały chcesz pomścić tą kurwę? Tą młodą dziwkę? Oj wybacz czy może jeszcze ci nie dała?- Kiedy wypowiadał te słowa śmiał się bezczelnie. Jednym ruchem zabiłem go. Uderzyłem go w podbródek tak mocno, że wygięcie sprawiło złamanie szyi śmiecia. Jego koledzy byli następni umierali jeden po drugim. Tatuaże które zrobił mi Kan na moje urodziny, smoki stawały się szkarłatne od krwi. Kiedy Kan mnie odnalazł klęczałem i tuliłem do siebie jej ciało. Nie krzyczałem, łzy ciurkiem spływały po mojej twarzy. Kiedy zapytałem się Kana o tą mgłę powiedział że mój ojciec tez to miał. Od tamtego dnia regularnie zażywam leki.
Z Shinotsuki zostałem wysłany na cocoyashi do gdzie zająłem się polowaniem na bandytów. Miałem 15 lat a każdy bandyta na tych wyspach obawiał się mnie. Kurenai no Ryu samo to imię sprawiało że poddawali się. Pewnego razu na Cocoyashi przybył pirat i zaoferował mi trening. Przysłał go mój ojciec podobno. Nauczył mnie ten pirat co to haki i jak je opanować. Bardzo mnie to ucieszyło ponieważ szczerze nienawidziłem rozlewu krwi. Zabijałem tak aby krew nawet nie pojawiła się, a jeśli już miała się pojawić to wszędzie zawsze latały kości. Pamiętam pierwszy bandyty zabity na cocoyashi przebiłem się pięścią przez jego brzuch. Następnie rozszarpałem jego towarzyszy, krew działała na mnie jak czerwona płachta na rozjuszonego byka. Haki było przydatne zazwyczaj wtedy kiedy byłem opanowany. Używałem go do pozbawiania przytomności moich przeciwników.
Po trzech latach spędzonych na Cocoyashi postanowiłem wrócić do Lougetown. Kiedy znalazłem się w porcie ruszyłem do mojego sklepu. Sklep prosperował dobrze i był znany, zapewne z mieszkania wszystkie rzeczy zostały przeniesione do domu wujka. Nie chcąc marnować czasu ruszyłem do jego villi. Kiedy znalazłem się przed budynkiem na plecach miałem torbę z swoim skromnym dobytkiem a ubrany byłem raczej niechlujnie. Buty czarne zwykłe, spodnie materiałowe tanie jakieś, także czarne oraz t-shirt czerwony.Strażnicy przed bramą nie chcieli mnie wpuścić więc użyłem haki by ich uśpić. Zgrabnie wskoczyłem na budkę strażnika i przeskoczyłem przez płot. Po drugiej stronie czekała już na mnie kompania, nie byłem w nastroju by się bić jednak także nie miałem ochoty pokazywać wszystkim, że posiadam haki. Zrzuciłem więc pakunek na ziemie i stanąłem w pozycji do walki. Pierwszy z nich popełnił błąd i nie docenił mnie i zaatakował frontalnie. Z góry założyłem, że nie będę pozbawiał wujka pracowników. Ta decyzja utrudniła mi walkę ponieważ nie mogłem stosować nader skutecznych ciosów, których jedyną wadą było to iż były zabójcze. Setka tego dnia pokonałem setkę strażników wujka, nie ważne czy atakowali wręcz czy bronią białą. Musiałem im przyznać mieli honor nikt nie zaatakował mnie bronią palną. Kiedy ostatni z nich padł wyszedł wujek. Ubrany był w spodnie od garnituru i białą koszulę, w ręku jego lśniła katana. -Nie wiem czego tu szukasz ani po co tu przyszedłeś. Muszę ci pogratulować za pokonanie ich wszystkich, szczególnie z tymi zranionymi rękoma.- Spojrzałem na bandaże, które ukrywały tatuaże.- Teraz ja będę twym przeciwnikiem.- Ukłonił mi się i ruszył. Walka z strażnikami była niczym rozgrzewka w porównaniu do jego umiejętności. Ledwością unikałem jego cięć, a parowanie ich i odbijanie było niczym cud. Stwierdziłem, że jeśli chce się zaprezentować porządnie wujkowi powinienem przestać się bawić i tak zrobiłem. Różnica była widoczna gołym okiem nie wstrzymywałem się i używałem najlepszych technik jakich mnie nauczył Kan. Wuj odbijał to z prawdziwą gracją jak na szermierza przystało.- Podobasz mi się powiedział. Pozwól więc, że się przedstawię jestem Wist Nostar. Czy możesz zdradzić mi swoje imię?
-Ależ oczywiście.- Odpowiedziałem i przestałem atakować ponieważ przeciwniki także zaprzestał akcji.- Nazywam się Nevale Delavega i tak się składa, że osiem lat temu miałem prawo nazywać cię wujku.- Powiedziałem i rzuciłem się w jego stronę.
Z ręki mężczyzny wypadła katana. Chwycił chłopca mocno i przytulił go.- Mój drogi jak ty wydoroślałeś.
-Nigdy nie sądziłem wujku, że jesteś aż tak silny. Gdybym użył tylko połowy siły tak jak na strażnikach to pokonałbyś mnie bez problemu.
-No łatwo to nie było by zapewne. Mam dla ciebie ważną informację. Kiedy ty byłeś na szkoleniu na rodzinnej wyspie twego ojca jest sierociniec. Tak co jest w tym ważne się zastanawiasz? Podobno jest tam dziewczyna imieniem Shion i jej brat. Chłopak nosił cechy rodu Delavega. Masz brata. Dalej musisz szukać sam.
- Dziękuję wuju. Wyruszę jak najszybciej, czy możesz mi to jakoś ułatwić?
-Tak jutro statek stąd płynie na Fuushę.
Następnego dnia rankiem wsiadłem na statek. Podróż na Fuushę minęła spokojnie, bez przygód. Kiedy wysiadłem w porcie na Fuushy zapytałem się o sierociniec. Od razu wskazano mi drogę, jak najszybciej ruszyłem w tym kierunku. Były tam zgliszcza, moja nadzieja na pozyskanie rodziny legła w gruzach. Rozpytywałem wielu ludzi o te zgliszcza. Podczas jednej z rozmów usłyszałem dość nietypowe imię. Masahiro Hachirou jego miałem szukać. Pytałem się tu i ówdzie. Dowiedziałem się że na Fuushy jest grupa łowców, którzy na niego polują. Zaciągnąłem się do nich i razem ruszyliśmy. Podczas naszego tropienia Masashiro złapaliśmy i zabiliśmy wiele piratów, traktowałem ich jako rodzinę. Był sztorm kiedy doszło do abordażu na statek Pirata. Moi towarzysze wahali się jednak ja nie miałem tych oporów. Jednym skokiem znalazłem się na statku pirata. Podczas takiego sztormu mogłem uwolnić haki niepostrzeżenie i tak też zrobiłem. Prawie cala załoga nie wytrzymała padali pod wpływem mojej woli na pokład. Kapitan wyszedł przeciw mnie. Nie męczyłem się z nim za długo. Kiedy pobiłem go dość poważnie zaczął konwersację.
- Kim ty jesteś?
- Łowcą. Jednak nie z tego powodu tu jestem.
-Tak silny łowca? Powinieneś być korsarzem.
-Mam do ciebie pytanie dziewczyna zwana Shion?
-Ah..... Sprzedałem ją marines.
- Miała rodzeństwo?
- Nie pamiętam.
Nerwy zaczęły brać górę, także na nieszczęście Masashiro przed abordażami nie brałem tabletek. Rzucałem nim po całym pokładzie a także uderzałem od czasu do czasu. -On..... On był podobny do ciebie. Też tak walczył, też trawiła go nienawiść. Nie pamiętam jak się nazywał, zresztą niewolnicy nie są godni imion.
- Obiecałem im, moim towarzyszom. Zostaniesz wzięty żywcem, obiecałem nie zabijać cię.
Ta obietnica była moim błędem. Później napotkał nas okręt marines zmierzający na Grand Line. Podpłynęli do nas ale zamiast przejąć pirata to go uwolnili on wskazał mnie. Moi towarzysze otrzymali wybór walczyć albo wydać mnie. Mieliśmy jeden dzień na przemyślenie tego. Tego wieczora zasnąłem, po wypiciu herbaty czułem się niewiarygodnie senny i zmęczony. Marines przejęło mnie i tak trafiłem do więzienia na jakiejś wyspie, nawet nie wiedziałem jakiej. Jedyne co wiedziałem, że mam siostrę która ma zielone włosy i nazywa się Shion. Byłem zamknięty w celi. Nie wypuszczano mnie, raz na jakiś czas kąpiel, dbano o mnie chyba tylko po to by Masashiro mógł cieszyć się że gniję, iż nie wywinąłem się czymś tak trywialnym jak śmierć. Dzień w dzień trenowałem, powtarzałem to czego mnie nauczono i wymyślałem swoje techniki. Myślałem nad ucieczką jednak wiedział, że będzie mi ciężko komuś zaufać zostałem przecież zdradzony przez swoich kamratów. I tak gniję tu. Bóg jeden wie gdzie.
Punkty Mechaniczne

Statystyki

Siła – 12
Zręczność – 10
Szybkość - 5
Wytrzymałość - 8
Inteligencja - 6

Zmysły

- Zmysł Wzroku – 10   
- Zmysł Słuchu - 10
- Zmysł Węchu -5
- Zmysł Smaku - 5
- Zmysł Dotyku – 10

Umiejętności bojowe

- 20 punktów walki wręcz

Techniki/Zdolności : Haki
- wybuch haki.- pozbawia przeciwnika przytomności na okres 3 rund.
- wzmocnienie ciała haki.- pozwala atakować logię i innych użytkowników owoców niezależnie od tego jakim owocem się posługują.

Umiejętności

- haki - 25
- kucharstwo- 7
- szermierstwo - 1
- nawigacja - 2


http://img509.imageshack.us/img509/6156/arkonxw7.png

Offline

 

#2 2010-05-25 17:04:33

yunalaska

Użytkownik

Zarejestrowany: 2010-05-25
Posty: 19
Punktów :   

Re: made for yuna

x


If I am the storm if I am the wonder (tu tu tu cziupp tu tu tu cziupp tu tu tu cziupp...)

Offline

 

#3 2010-05-25 17:11:19

 BEO

Ahh, Kos, or some say Kosm...Do you hear our prayers?

Skąd: You will never find me!
Zarejestrowany: 2010-03-15
Posty: 232
Punktów :   

Re: made for yuna

Imię: Kiyoshii
Nazwisko: brak jeszcze go nie poznał.
wiek: 15
Pochodzenie : Fuusha.
Rasa: Człowiek .
Zawód: Niewolnik , grabarz (undertaker xD)
Akuma no mi: nie posiada.
Ekwipunek: Miecz Higurashi Noroi(klątwa cykad: miecz wygląda tak -->  http://vincentmikaru.twilightmainframe. … _Sword.jpg ) , kompas , kamizelka ochronna .
Bele:238.000
Organizacja: Piraci.
Grupa krwii: AB-
Wygląd: http://i142.photobucket.com/albums/r92/Jansutti/Guys/viherveli.jpg
Cechy szczególne: Przez traumatyczne przeżycia ma nieco zniszczoną psychikę.
Historia: Nie znałem swojego ojca ,a matka zmarła gdy ja miałem 5 lat ,a siostra 4.Po utracie naszej jedynej rodziny trafiliśmy na krótko do domu przez 3 lata byliśmy w domu dziecka na Fuusha uczyliśmy się ,bawiliśmy się i myśleliśmy ,że już nic przykrego nas nie spotka…myliliśmy się. Gdy ja skończyłem 8lat ,a siostra 7 Fuushę zaatakowali piraci pamiętam bardzo dobrze ten dzień. W mieście było słychać krzyki wiele domów stanęło w ogniu na nieszczęście sierociniec był w środku miasta wiele osób biegało w tę i we wtę nie wiedząc co ze sobą zrobić.
-Kiyoshii boję się.
Powiedziała moja siostra Shion była podobna do mnie zielone włosy i blada cera oczy miała niebieskie odziedziczone po matce ,a ja miałem żółte chyba po ojcu.
-Jakbym powiedział ci ,że się nie boję skłamałbym…
-Oni-chan..
Po chwili zza zakrętu wyszło paru piratów którzy zastrzelili naszych opiekunów. Wszystkich wychowanków w tym mnie i Shion sparaliżował strach.
-Oi! Tu jest banda dzieciaków…Co z nimi zrobimy?
-Hmmm….w Lougetown mogą się nam przydać jeśli wiesz co mam na myśli hehe.
Obaj się zaczęli śmiać ,a ja zakryłem swoim ciałem siostrę. Po chwili jeden pirat podszedł bliżej do wszystkich i powiedział.
-No gówniarze idziecie z nami…nie płakać mi tu tylko ruszać się!
Wszyscy byli przerażeni zwłaszcza ja bałem się…bałem się niesamowicie  . Po chwili pirat dostrzegł moją siostrę.
-Oooo jaka kawaii dziewczynka…szkoda ,że taka mała..ale jak podrośnie…to hehehe.
Bałem się ale nie miałem zamiaru zginąć bez walki rzuciłem się na pirata jednak ten szybko mnie powalił na ziemię i przebił mi ramię swoim mieczem.
-Aaaaaa!
-Jaki ładny krzyk…hoo?
Próbowałem drugą rękę coś zrobić chwycić coś co by mi pomogło wtedy poczułem ogromny ból przebito mi drugą rękę. Był dla minie zbyt wielki prawie nie do zniesienia i to chyba normalne miałem tylko 8 lat…Po chwili Pirat chwycił mnie za włosy i podniósł.
-Ten jest hardy może nam się przydać.
-Oni-chan!
-Ooo więc ten tutaj to twój brat? No w sumie jesteście podobni do siebie..Dobra zabieramy wszystkie bachory!
I jak powiedział tak zrobił. Wszystkie dzieci zaprowadzili na pokład ,a mnie pirat ciągnąc za włosy zaniósł na pokład. Gdy już wszyscy byli zamknęli nas pod pokładem.
-Czy nie powinniśmy ich byli związać?
-Daj spokój to małe dzieciaczki są myślisz ,że będą w stanie uciec?
-No w sumie…
Przerażeni trafiliśmy do Lougetown gdzie nas sprzedali na targu niewolników na szczęście ja i siostra zostaliśmy sprzedani tej samej osobie był nią pirat z Karate Masahiro Hachirou jego siedzibą był wielki statek jak swoista forteca. Na statku piratów którzy nas zabrali traktowano nas jak śmiecie ale u Hachirou trafiliśmy z deszczu pod rynnę już pierwszego dnia kazano nam wykonywać zadania wręcz niewykonywalne dla zwykływ dzieci. Mijały dni ,miesiące i w końcu lata większość ludzi których znałem zmarło ze zmęczenia lub głodu i szczerze…nieraz chciałem to zakończyć..po prostu się zabić..jednak nie mogłem dla Shion. Wszystkie dziewczyny stawały się u Masahiro pokojówkami ,a te starsze jego prostytutkami. Wiele razy byłem poddawany swoistym torturom by zabić we mnie nadzieje przeżycia…miałem 11 lat nadal byłem zwykłym niewolnikiem na skraju załamania nerwowego.Chodziłem po pokładzie nosząc różne kartony obserwując piratów zabawiających się. Nagle mój wzrok przyciągnął widok pewnych ludzi w białych mundurach to byli..
-Marines? Co oni tutaj robią?
Po skończonej pracy postanowiłem się przyjrzeć co tu się dzieje. Wszyscy piraci zapijali się alkoholem więc chociarz na jeden dzień miałem spokój i nikt nie powiedział ,,Co tu robisz? Do roboty!’’bijąc mnie batem . Udałem się  do kajuty Masahiro. Przez szparę w drzwiach zajrzałem do środka wewnątrz było paru marine jakiś gość w garniturze i sam Masahiro muskularny pirat z białymi włosami ,z 3-ema katanami przy pasie Masahiro Hachirou był mistrzem stylu Santouryuu co czyniło go niezwykle silnym.
-Więc kapitanie? Czego sobie pan życzy?
-Małej pożyczki pieniędzy..powiedzmy 25.000.000 Beli.
-No to rzeczywiście mała…
-To nie wszystko potrzebujemy równierz paru drobiazgów..
-I co będę miał w zamian?
-Piraci uwielbiają kosztowne listy gończe z ich imieniem czyż nie? Zapewnie ci taki oraz sprawię ,że niektórzy Marine będą ,,przymykać oko’’ na twoje psoty.
-Kusząca propozycja.
Nagle usłyszałem ,że ktoś idzie schodami  ,więc schowałem się za wielkim wazonem przy drzwiach.
Do kajuty weszły 3 pokojówki w tym moja siostra. Dalej podsłuchiwałem.
-Dzięki drogie panie.
-Oh!
-Hmm? Coś nie tak?
-Nic tylko ta zielonowłosa jest całkiem ładna i jest prawie dorosła..
-Masz dobre oko…mogę ci ją sprzedać za marne 5.000 beli .
Usłyszałem zduszony krzyk Shion serce zabiło mi szybciej *Jak to? Shion dla której tyle przetrzymałem ma teraz odejść? Zniknąć z mojego życia ? Nie..Ja nie pozwolę!*pomyślałem po czym wparowałem do Kajuty i krzyknąłem.
-Ja nie zgadzam się!
Wszyscy się na mnie spojrzeli ,a Shion cicho powiedziała.
-…Kiyoshii…
-Co to za jeden?
-Brat tej dziewczyny jest moim niewolnikiem od paru lat ale chyba czas się go pozbyć ,a teraz mam przynajmniej dobry powód teraz.
Po chwili chwycono mnie od tyłu to byli Marines którzy byli w pokoju. Próbowałem się wyrwać ale nie miałem wystarczająco siły.
-To co idziemy…a jak się nazywasz mała?-Powiedział kapitan marine do Shion.
-Shion…sir
Była blada bardziej niż normalnie.
-To chodźmy Shion i nie przebieraj się ładnie ci w tym ubraniu..tu masz forsę Masahiro.
-To przyjemność robić interesy z takimi jak ty ale zapewniam cię ,że nie chcesz mnie oszukać oddasz mi dług co do bela ci co mnie zlekceważyli marnie skończyli.
-Heh.
Marine rzucił na stół forsę za moją siostrę. Po czym wyszedł ,a mnie zaciągnięto pod pokład do jakieś ciemnej kajuty. Było tam wiele przedmiotów do przeróżnych tortur. Jakiś stary gruby pirat wszedł do środka trzymając kija z gwoździami w lewej ręce miał zakapturzoną twarz ale czuć było od niego na kilometr alkohol.
-No mały miałeś pecha chociarz taki los był ci przeznaczony od samego początku ale gdybyś był wtedy cicho umarłbyś w mniej bolesny sposób.
W tamtej chwili pirat wbił mi kija w ramię i po krótkiej chwili wypełnionej moim krzykiem go wyciągnął.
-Jeśli nie będziesz się wiercić to będzie mniej boleć.
*Mam się dać zabić?...Że niby mam się dać zabić? O nie , nie ma szans ! *pomyślałem po czym wstałem i skoczyłem po siekierę wbitą w stół po czym rzuciłem się z bronią na wroga. Doszło do wymiany ciosów grubas próbował mnie uderzyć w głowę ale ja byłem szybszy wbiłem siekierę w ramię pirata po czym 3 kolejnymi uderzeniami w to samo miejsce odrąbałem mu ramię.
Odrąbałem mu ramię. Pirat zaczął krzyczeć ale nie przestałem chwyciłem kij pirata po czym zaczął uderzać na ślepo byle zabić.
-To za wszystkie cierpienia które mi i moje siostrze przysporzyliście!
Po 10 minutach ściany kajuty były wypełnione krwią ,a z pirata który miał być moim katem została tylko kupa zakrwawionego mięsa. Stałem trzymając narzędzie zbrodni ciężko oddychając.
-Hah..hah..hah...ja...ja zabiłem...człowieka...
Przez chwilę stałem zszokowany nie wiedząc co robić jednak po chwili otrząsłem się.
-Nie mam czasu ,żeby się zamartwiać...uciec..tak muszę uciekać..tylko jak?
To co zostało z ubrania pirata założyłem na siebie po czym opuściłem kajutę nadal trzymając kij. Gdy wyszedłem na korytarz na szczęście nikt mnie nie zatrzymał całe ubranie miałem we krwi. Gdy wyszedłem na pokład jeden pirat mnie zauważył i zaczął się dziko śmiać.
-Widzę miałeś niezłą zabawę! hehe
Pomachałem mu by do mnie podszedł wtedy szybko schowałem się za beczką z prochem. Chwilę potem pirat podszedł mówiąc.
-Czego chcia-
To była sekunda jeden cios by go zabić i potem kilka innych by mu zmiażdżyć czaszkę. Potem spuściłem szalupę i uciekłem ze statku niestety statku Marine nigdzie nie było. Dryfowałem przez 5 dni po czym trafiłem z powrotem na Fuusha na swoją rodzinną wyspę. Gdy trafiłem do portu miałem na sobie zniszczone ubranie starego pirata w dodatku we kwii i byłem brudny nic dziwnego więc ,że ludzie mi się dziwnie przyglądali. Usiadłem z kijem pod ścianą jakiegoś budynku ,a ludzie mi  się przyglądali i mówili różne rzeczy.
-Co to za chłopiec?
-Jaki brudny!
-Mój boże czy to krew?!
-Nie podchodź do niego możesz się jeszcze się czymś zarazić.
Po chwili padł na mnie cień jakieś osoba podniosłem głowę by zobaczyć kto to. Nade mną stał ubrany na czarno mężczyzna z dziwnym uśmiechem na twarzy.
-Dzień dobry boya.
-Dzień dobry..umm czego pan chce?
-A co tak chłopczyk robi sam tutaj?
-……nic szczególnego prze-pana .
-Nic takiego? A gdzie twoja mama?
-Nie żyje od wielu lat.
-A tatuś?
-Nigdy nie miałem nawet okazji go poznać.
-A masz rodzeństwo?
-Miałem sisotrę ale źli ludzie ją zabrali…
-Oooh przykro mi..a czy masz może dom?-Mówiąc to słychać było jego lekki chichot.
-Nie mam…
-Ara…a co powiesz na to ,że popracujesz u mnie ? Jestem grabarzem i trochę nudnawo mi się zrobiło pracując samemu…co ty na to? Nauczę cię paru sztuczek i zapewnię nocleg.
-A czy mogę panu zaufać?
-Oczywiście ,że…nie. Jestem nieznajomym który proponuję ci pracę tobie dzieciakowi całemu we krwii.
-….Mogłem się spodziewać takiej odpowiedzi…proszę mnie zostawić.
-Ho ho! Interesujące takie osoby lubię co nie wierzą ślepo w swoje szczęście dlatego możesz mi zaufać .
Nieco niepewnie wstałem.
-Dobrze teraz chodź za mną…a przy okazji jak masz na imię?
-…jestem Kiyoshii
Mężczyzna zabrał mnie na obrzeża miasta miał tam mały zakład pogrzebowy pełen trumien i takich tam. Mężczyzna miał na imię Bart i niemożna go było nazwać do końca normalnym często się śmiał pomimo swojego smutnego zawodu. Przez 3 lata pracowałem jak jego pomocnik aż pewnego dnia…
To był zwykły bezchmurny dzień wykonywałem swoją pracę tak jak zwykle lecz gdy sprawdzałem szafkę Barta szukając czegoś do oczyszczania ran z szafki wypadła mała trumienka. Myślałem ,że jest dla niemowlęcia ale kształtem nie pasowała do człowieka nawet małego. Zaintrygowany otworzyłem trumienkę i w środku ujrzałem piękny miecz z czarnym ostrzem nie wiedząc czemu widząc go czułem pożądanie trzymania go w swoich rękach.
-Ara..widzę ci się podoba.
Szybko się odwróciłem Bart patrzył się na mnie z uśmiechem.
-Ja szukałem czegoś do oczyszczania ran i-
-Nie tłumacz się i tak chciałem ci go już dawno temu pokazać piękny miecz nieprawdaż?
-Taa…
-Idealny do mordowania ludzi..z nim o wiele łatwiej było by ci zabić czyż nie?
-O-o czym mówisz Bart-san?
-Kiyoshii-kun myślisz ,że nie wiem? O tych piratach których brutalnie zamordowano w ciagu ostatnich dwóch lat?
-….i co z tego? Jeśli chciałeś mnie wydać zrobiłbyś to dawno temu…ale tego nie zrobiłeś.
-A no nie zrobiłem ..bo po co?
-…Czy chcesz coś ode mnie?
-Ja? Nic-Tu zrobił niewinną minę.- To ja wracam do obowiązków ,a ten miecz schowaj.
I jak powiedział tak zrobiłem jednak żal mi było ,że nie mogłem go potrzymać. Parę godzin potem gdy wracałem Bart czekał przy wyjściu z karawaną .
-Wskakuj Kiyoshii-kun  idziemy oddać ciało pewnej rodzinie.
Gdy usiadłem obok Barta ujrzałem tuż obok niego trumienkę z mieczem który widziałem wcześniej.
-Bart po co ty to bierzesz?
-Na wszelki wypadek.
I pojechaliśmy. Gdy już prawie z miasta wyjechaliśmy Bart się odezwał.
-Mogę ci zadać pytanie?
-Oczywiście Bart-san.
-Czemu zabiłeś tych piratów?
-Bo mi się nudziło…
-A jest może jeszcze inny powód?
-……nienawidzę piratów co błąkają się po świecie bez celu i chcą tylko rabować…
-A sam chciałbyś zostać piratem?
-…..może…
-A czemu nienawidzisz piratów hmm? Wydaje mi się ,że nie jesteś po prostu dzieciakiem co nienawidzi każdego pirata tylko jakąś szczególną grupę.
-……..
-Czy chodzi ci może…o zemstę na piratach u których byłeś niewolnikiem?
-…..nie wiem nawet co to za załoga była znam tylko imię przywódcy…a te 3 lata spędzone u ciebie były rajem w porównaniu do tamtego życia.
-Rajem!? Widać naprawdę źle cię traktowano skoro twierdzisz ,że życie w zakładzie pogrzebowym z takim świrem jak ja może być rajem hahaha…słuchaj jeśli podczas oddawania ciała mogą być jakieś problemy uciekaj.
-O-o czym ty mówisz?!
-Nic nie mówiłem.
-……
W końcu dojechaliśmy do posiadłości jakieś bogatej rodziny zatrzymaliśmy się przed wejściem po czym zeszliśmy z karawany i wnieśliśmy trumnę do środka ,a ciężka była niesamowicie widać do chudzielców ten truposz nie należał. Hol był wielki i piękny ,a po chwili przyszło paru gości którzy zaprowadzili mnie i Barta do salonu. Gdy tam szliśmy Bart dał mi trumienkę z mieczem szepcząc.
-Trzymaj i nie puszczaj pewnie wiesz czemu ci to daję.
Nie wiedziałem o co chodziło Bartowi ale zrobiłem jak kazał. Zabrali nas do salonu jak już mówiłem tapeta meble nawet fotele były czerwone praktycznie wszystko ,było czerwone  ,a na fotelu siedział jakiś blond typ w szkarłatnym garniturze z przylizanymi blond włosami.
-Przywiózł pan ciało mego brata?
-Tak oczywiście .
-Dobrze więc proszę niech chłopiec opuści nas na chwilę.
-Kiyoshii-kun idź z panem.
Jakiś goryl mnie odprowadził do sąsiedniego pokoju. Sposób w jaki to wszystko wyglądało sprawił ,że przypomniałem sobie dzień w którym uciekłem ze statku Genjiego. Mężczyzna w czarnym garniturze wyglądał groźnie i nie miał chyba przyjacielskich zamiarów. Po paru minutach usłyszałem podniesione głosy Barta i gościa któremu Bart oddał ciało *To trochę dziwne po co zabierać ciało grabarzowi skoro on może wszystko przygotować do pogrzebu?*pomyślałem. Nagle usłyszałem strzał z pistoletu od razu rzuciłem się do drzwi olewając gościa z którym byłem. Bart leżał martwy na ziemi ,a mężczyzna z którym rozmawiał trzymał pistolet.
-Niektórzy są naprawdę kłopotliwi ….Steve zabij chłopaka i idziemy.
Po tych słowach on i reszta goryli wyszła ,a mężczyzna który mnie pilnował pojawił się za mną jak cień przykładając lufę pistoletu mi do tyłu głowy.*…..Znowu?...Znowu mam wszystko stracić? Najpierw mama..potem Shion..teraz Bart-san….czy ktoś sobie ze mnie żarty stroi?! Ja…mam dość! Ci wszyscy ludzie którzy mnie zranili zabiję ich!*pomyślałem po czym otworzyłem trumienkę z mieczem.
-Heh? Co ty robisz mały?
-Co ja robię się, się pytasz?...to chyba oczywiste…-Tu chwyciłem miecz i odwracając się zrobiłem mocny zamach ostrzem odcinając ramię wroga.- Mam zamiar cię zabić to chyba oczywiste?
Potem kolejnymi cięciami przeciąłem go na pół i odciąłem mu drugię ramię oraz połowę głowy .
-…..mam dość…zabiję ich wszystkich.
Udałem się za ludźmi co wyszli. Byli w holu wtedy zauważyłem ,że w trumnie prawda było ciało ale…z jego wnętrzności wyciągali oni sztabki złota.
-Co ten Steve wyprawia?! Steve miałeś zabić tego dzieciaka!
Po chwili jeden bandyta wyciągnął broń i we mnie strzelił. Myślałem tylko o tym by zabić czas jakby wokół mnie spowolniał chwila koncentracji i używając miecza udało mi się odbić kulę.
-Oi co do-!?
-Strzel jeszcze raz drugi raz mu ta sztuczka się nie uda.
Bandyta podszedł bliżej wtedy ja podbiegłem do niego i go przeciąłem na pół w pionie ,i poziomie.
-Co do!? Co tak stoicie ?! Zabić go! Skoro broń palna nie działa to zabijcie go gołymi rękami ! To tylko dziecko ! Na pewno z łatwością go zabijecie i mu odbierzece ten mieczyk!
Facet w szkarłatnym garniturze widać tracił nerwy widząc jednego ze swoich podwładnych zmasakrowanego na jego oczach. Jeden rzucił się na mnie był wyższy ode mnie o połowę wślizg na podłodzę ucinając mu nogi i już jest bezradny potem przebiłem tył czaszki mieczem nie prubójąc być jakoś wyjątkowo delikatnym.  Podobnie skończyło dwóch innych którzy mnie potem zaatakowali. Podłoga holu była wypełniona krwią ,a przywódca krzycząc ze strachu uciekł na wyższe piętro . Udałem się za nim gdy szedłem korytarzem wschodnim nagle przede mną stanęła pokojówka z pistoletem.
-Nie ruszaj się! Jeśli ruszysz się choć o centymetr zabiję cię! Takie dziecko jak ty nie zabije kobiety tego jestem pewna więc nie utru-
-….nie wszystkie sprawy są pewne..
-Huh?
Szybki ruch mieczem i pokojówka straciła głowę. Tuż po tym usłyszałem trzask wybijanej szyby w pokoju obok . Gdy do niego wszedłem okno na było zniszczone ktoś przez nie wyskoczył więc tak samo ja zrobiłem obijając sobie kolana przy tym. Znalazłem się w ogrodzie labiryncie.
-Czemu wszyscy bogacze musza zawsze mieć taki ogród?
-Bo taki ogród jest piękny.
To był głos gościa w garniturze.
-Nie spodziewałem się ,że zabijesz moją pokojówkę całkiem , całkiem . Oi co powiesz na to ,że będziesz dla mnie pracował?
-Praca dla ciebie?
-Tak będziesz miał u mnie pieniądze ,kobiety i władzę wiem ,że jesteś młody ale nie jesteś zwykłym dzieciakiem widać po twoich oczach.
-Oczach? Co niby jest nie tak z moimi oczami?
-Nie zauważyłeś? Są jak u diabła.
-……….teraz jak się zastanowię nad twoją propozycją ….nie obchodzi mnie dla kogo pracuję ale warunki umowy mnie obchodzą ,a twoje warunki nie są dla mnie kuszące poza tym nie mam zamiaru służyć osobie która jest tchórzem.
-Więc giń!
Usłyszałem za soba szybkie kroki po chwili nad moją głową pojawiło się ostrze miecza która naszczęście udało mi się zablokować.
-Atak od tyłu? A wiesz co to oznacza?
-Tak! Że osoba którą atakuję mnie nie zauważy i na pewno mi się uda tę osobę zabić!
-Oooh? Ja jakoś żyję poza tym…mówiłeś do mnie chciałeś mnie zdezorientować…by potem zajść od tyłu i zabić…to jest oznaka tchórza.
Wybiłem miecz z rąk wroga po czym odciąłem mu oba ramiona i nogi. Przeciwnik leżał na ziemi pół martwy.
-Ty mały oszuście.
-Gdzie niby ja oszukiwałem?
-Jesteś dzieckiem ! Sam fakt ,że dziecko pokonuje dorosłego jest oszustwem samym w sobie.
-…..Jak się nazywasz?
-Co? Co cię niby k***a obchodzi jak się nazywam?
-Chcę wiedzeć komu zadałem cios moim mieczem…
-Jestem…Alex Archer..
-Rozumiem…w takim razie żegnaj Alex Archer-san..
Po tych słowach zrobiłem krok tył wtedy umierający krzyknął.
-Chwila ! Nie chcesz mnie zabić? Pójdziesz sobie tak po prostu?
-Skoro chcesz żebym cię zabił..spełnię twoję życzenie.
Po tych słowach stanąłem nad Alexem z mieczem gotowym do zadania ostatniego ciosu.
-Czekaj! Chwila źle mnie zrozumiałeś ! Ja chcę żyć! Dam ci ile chcesz! Cokolwiek! Tylko daj mi żyć!
-…..nie masz nic czego bym pragnął…
Zadałem cios jak kat przebijając serce Alexa gangster umarł chwilę potem. Potem poszedłem do Barta który nadal leżał na podłodze zabijając przy tym resztę mafii .Bart leżał na podłodze wyglądał jakby zasnął.
-….wybacz mi…
-Co mam ci niby wybaczać?
Zszokowany spojrzałem się na twarz Barta uśmiechał się.
-Ty..żyjesz?!
-Ledwo..ach jednak ta kamizelka okazała się tandetą będę musiał złożyć reklamację.
-Więc czekaj zaraz pójdę po pomoc!
-Ach i tak za późno ….niedługo umrę.
-…….
-Nie rób takiej miny mogłeś się domyślić ,że czeka mnie taki los.
-Więc czemu mnie tu przyprowadziłeś skoro wiedziałeś jak to się skończy?!
-Aaa bo nasz zakład chcieli i tak wysadzić w powietrze jak wrócisz do miasta będą tam tylko zgliszcza.
-…Jak..to?
-Hehe widzę oswoiłeś się z mieczem weź go sobie. Niestety sayę do niego musisz sam sobie zrobić.
-Bart-san co ja mam teraz niby zrobić?
-To samo co wtedy usiąść i czekać na zbawienie lub wziąć przeznaczenie w swoje ręce i samemu je sobie uformować.
-Jak mam to niby zrobić?!
-Tak samo jak uciekłeś ze statku na którym byłeś niewolnikiem w taki sam sposób jak zabiłeś tych gangsterów i nie chodzi mi o samo zabijanie tylko o ,,działanie’’. No mam nadzieję ,że sobie to zapamiętasz…Mogę cię o coś prosić? Pochowaj mnie na cmentarzu niedaleko naszego zakładu taa to moje ostatnie życzenie….żegnaj Kiyoshii-kun i głowa do góry w końcu ,,shit happens’’ nie?
I tej chwili naprawdę umarł na moich oczach cały dwór wypełnił mój krzyk. Zrobiłem tak jak mnie prosił pochowałem go na cmentarzu ,a w mieście było głośno z powodu masakry jaką zrobiłem w posiadłości na szczęście nikt mnie nie podejrzewał. Bez Barta było mi znacznie ciężej przeżyć pieniądze na jedzenie rzadko wydawałem wolałem sam zdobyć jedzenie spałem na cmentarzu w kapliczce o! A pieniądze zabrałem z zgliszczy zakładu jednak nie wiedziałem po co mieli wysadzać zakład pogrzebowy? Pozostawało mi tylko gdybanie i życie dalej… tak spędziłem mój ostatni rok na Fuushy. W dzień moich 15 urodzin udałem się nad jezioro głęboko w wyspie. Stałem po kostki w wodzie obserwując swoje odbicie pierwszy raz od ponad 9 lat . Oczy miałem normalne widać ten Alex mi wciskał kit by mnie udobruchać.
-Nienawidzę ludzi…zwłaszcza kilku Masahirou Hachirou za niewolnictwo i zniszczenie mojego życia oraz wielu innych osób zwłaszcza tych które znałem jako dziecko…nienawidzę mojego prawdziwego ojca za to ,że nas tak po prostu zostawił…oraz tego marine co zabrał mi Shion…zabiję ich wszystkich w ramach mojej zemsty! ….zostanę piratem jestem dobrym nawigatorem! Znajdę sobie kapitana któremu będę mógł służyć ! Jeśli dam radę zabiorę go nawet na Grand Line i pomogę zdobyć One Piece! A podczas podróży mam zamiar wypełnić moją zemstę!
Po skończenym przemówieniu do siebie samego spojrzałem się znowu w odbice i tym razem moje źrenice były wąskie jak u jakiegoś zwierzęcia.
-……wszystkiego najlepszego Kiyoshii…
Wtedy patrząc się w swoje odbicie odkryłem coś ja nie mogę stracić duszy…ona już została zatracona…
My soul corrupted by vengeance hath endured torment to find the end of a journey in my own salvation…and your eternal slumber.
Statystyki:
Cechy główne:
Celność bronii białej: 43.5
PŻ(HP): 46
PA: 8.7~9 (w zaokrągleniu ;p)
Zmysły-
wzroku:10
słuchu:8
węchu:7
smaku:5
dotyku:10
-Cechy główne:
siła: 8
zręczność: 8
szybkość: 11
inteligencja:7
wytrzymałość: 6
-Umiejętności bojowe:
-walka mieczem: 12pkt.
-walka wręcz:5pkt
-walka dwoma mieczami: 3pkt
Techniki/zdolności: Hisan yaiba (latający miecz) Kiyoshii rzuca swoim mieczem który leci jak boomerang tnąc wszystko na swojej drodze po czym wraca do właściciela 5PA jeśli podczas powyższej techniki miecz zostanie zatrzymany Kiyoshii może go podnieść lub ,,zawołać’’ mówiąc modotte!(wracaj) miecz wtedy wraca do niego obracając się.  5PA
Umiejętności:
Szermierka : 11
Anatomia:7
Nawigacja: 13


https://lh3.googleusercontent.com/rstQqgRYUFeVXrnFAnNJF4MLTkLzHm6Sz_rW6V6dvA=w255-c-h142-k-nohttp://boollette.free.fr/images/kof/gifs/iori%20vent.gifhttp://boollette.free.fr/images/kof/gifs/kyo%20vent.gif

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl